Opinie Opinie 21 maja 2019, 13:32 Wojna o żelazny tron dobiegła końca i wiemy już, kto na nim zasiadł. Prawdziwe pytanie brzmi jednak – czy finał Gry o tron jest faktycznie aż tak słaby, żeby znienawidzić z jego powodu GoT jako całość? 20 maja 2019 roku to data, która w kalendarzu popkulturowym zamyka pewną epokę. I nie jest to jakieś górnolotne hiperbolizowanie, do którego mamy w dzisiejszych czasach tendencje, zwłaszcza w internecie. Serial Gra o tron to fenomen, który zmienił oblicze fantastyki. Wprowadził ją na salony, pokazując dotąd kompletnie niezainteresowanym tym gatunkiem osobom, że nie chodzi w nim tylko o smoki, rycerzy i magię, że elementy paranormalne często stanowią jedynie tło dla kompleksowo zarysowanych krajobrazów politycznych, intryg dworskich, wiarygodnie nakreślonych i rozwijających się często w nieprzewidywalny sposób w trakcie kolejnych wydarzeń bohaterów oraz ciekawych interakcji między postaciami. Warto pamiętać o tych zasługach Gry o tron i oceniać ją przez pryzmat całości, a nie wyłącznie jej ostatnich dwóch sezonów. O tym, jak daliśmy się nabrać, że to Ned Stark jest głównym bohaterem tego serialu. Jak przez osiem lat dzieciaki Starków dorastały na naszych oczach. Jak Daenerys ze stłamszonej przez brata dziewczynki zmieniła się w prawdziwą królową. Jak w finale pierwszego sezonu z trzech ogarniętych przez ogień jaj wykluła się magia, która powróciła nie tylko do Westeros i Essos, ale także do naszych serc. TEN TEKST NIE ZAWIERA SPOILERÓW Choć wspominamy tu o emocjach, jakie wzbudził finał serialu, i o tym, jak zmieniały się tendencje w budowie scenariusza, nie dowiecie się, kto zginął, kto przeżył i czy ktoś w końcu zasiadł na Żelaznym Tronie. Jeśli jeszcze nie widzieliście finału, nie popsujemy go Wam. Pamiętacie, jak myśleliście, że to o nim jest ten serial? Albo że w ogóle będzie w tym serialu? Nieważne, jak zaczynasz, tylko jak kończyszWarto o tym pamiętać, przełykając gorzkie rozczarowanie, jakim okazał się finałowy sezon. Rozczarowanie, którego mogliśmy się tak naprawdę spodziewać. Już w siódmej serii natężenie absurdów, idiotycznie zamykanych wątków czy taniego efekciarstwa było niebotycznie wysokie. Że wspomnę tylko o całym wątku w Winterfell, którego rozwijanie wymagało skrajnego ogłupienia Littlefingera, Sansy i Aryi; o operacji pozyskiwania żywego trupa za murem, która bardziej przypominała campowe przygody Drużyny A niż Grę o tron; czy o sposobie, w jaki zamknięto wątek Żmii. Ja się na pewno spodziewałem i odpowiednio przytemperowałem swoje oczekiwania. Dzięki temu przez większość ósmego sezonu bawiłem się umiarkowanie dobrze, przyjmując ze stoicyzmem kolejne głupoty i nie do końca rozumiejąc, czemu wiadra pomyj wylały się w sieci dopiero teraz, a nie dwa lata wcześniej, gdy poziom wcale nie był lepszy. W końcu jednak, przy piątym odcinku, i moje granice tolerancji zostały przekroczone. Całe przygotowanie mentalne szlag trafił, gdy przy kolejnym poprowadzonym skrajnie idiotycznie wątku wysiadłem, musząc aż przerwać seans w połowie i rozchodzić żenadę. Oraz napisać prawie trzy tysiące słów narzekań na bzdury, jakimi raczyli nas scenarzyści. Ósmy sezon na tym etapie był porażką spektakularną i nie widziałem sposobu, żeby ostatni odcinek mógł jeszcze uratować tego uparcie lecącego w dół, pozbawionego skrzydeł smoka przed marnym końcem. I faktycznie finałowy odcinek finałowego sezonu nie zapobiegł katastrofie. Niestety, twórcy rozegrali otrzymane karty w najgorszy możliwy sposób i serial, który przez pierwsze sezony zachwycał łamaniem zasad oraz brutalnością, z jaką traktował swoich bohaterów, ostatecznie zaoferował wyjęte z najtańszych czytadeł, cukierkowo szczęśliwe zakończenie. Szkoda... Gdyby połowę uwagi, jaką przeznaczono na dopieszczanie smoków, poświęcono scenariuszowi, być może nie moglibyśmy do dziś przestać piać z zachwytu. Zło zostało pokonane, wojny i konflikty zażegnane. Złoczyńcy zginęli, bohaterowie za swą szlachetność otrzymali nagrodę – jeśli nie taką, jakiej jawnie pragnęli w danej chwili, to taką, która – znając ich charakter – zapewni im najszczęśliwsze kolejne lata życia. W odcinku pojawiła się tylko jedna scena, która miała potencjał rozedrzeć serca fanów śledzących od ośmiu lat wędrówkę Smoczej Królowej. Jednak z powodu skrajnie nieudolnego prowadzenia postaci w tym sezonie oraz sztampowej egzekucji również i ona nie zdołała zrobić odpowiedniego wrażenia i jej ładunek emocjonalny całkowicie się rozmył. Ładne? Ładne. Miało sens? Ni cholery. I tak z całym sezonem. W efekcie, po ośmiu latach najpierw zachwycania się, a potem irytowania i denerwowania, ostatecznie otrzymaliśmy finał, który roztrwonił całe nasze zaangażowanie. Oglądając lubiane postacie (bo te nielubiane zostały przecież co do jednej pozabijane, aby przypadkiem nie stanęły na drodze do nowego raju), z którymi zżyłem się, przez osiem lat śledząc ich porażki i zwycięstwa, chwile szczęścia i trwogi, będąc w pełni świadom, że to nasze ostatnie spotkanie – nie czułem kompletnie nic. To jest mój najważniejszy zarzut wobec ósmego sezonu Gry o tron. Nie głupoty, skróty fabularne, traktowanie widza jak śliniącego się na widok smoków i niemyślącego idioty. To, że zdołał zniszczyć całą emocjonalną więź, jaką odczuwałem z Westeros oraz jego wybranymi mieszkańcami przez prawie dekadę życia. ZGNIŁE POMIDORY W serwisie Gra o tron jako całość ma średnią ocenę 90%. Przy kolejnych sezonach widnieją naprawdę wysokie liczby, od 91% dla pierwszego do 97% dla czwartego. Sezony od piątego do siódmego wciąż zgarniały fenomenalne noty, po kolei 93%, 94% i znowu 93%. Tąpnięcie w odbiorze nastąpiło dopiero w sezonie ósmym, kiedy ocena „zjechała” do 67%. Także wewnątrz samego ósmego sezonu oceny spadały z czasem. Pierwszy odcinek dostał 92%, a ostatni już tylko 48%.
1 kod do gry online; Naszym zdaniem: Pokémon TCG to jedna z najpopularniejszych gier karcianych na świecie, a nowe rozszerzenia pojawiają się nieprzerwanie od ponad 20 lat! Wyjątkową cechą tej gry jest to, że jej zasady opanują nawet najmłodsi gracze, a starzy wyjadacze odkryją w niej zaskakujące pokłady głębi taktycznej.
Gra o tron przechodzi do historii. Po ośmiu długich latach, 73 odcinkach i niezliczonej ilości zwrotów akcji od dawna zapowiadana zima w końcu nadeszła. Twórcy serii - David Benioff i Weiss - postawili w ostatnim sezonie na pozbawione wszelkiej logiki rozwiązania, aby w odcinku pt. "The Iron Throne" zafundować nam słodko-gorzki finał, którego chyba żaden z fanów nie byłby w stanie przewidzieć. Jeśli śledziliście wszystkie odcinki finałowego sezonu, to istnieje duża szansa, że po części byliście już pogodzeni z tym że finał jednej z najważniejszych produkcji w historii telewizji nie sprosta oczekiwaniom. Tym z was, którzy potrzebują jeszcze trochę ponarzekać na scenarzystów czy fakt, że bohaterom "odebrano rozum i godność" polecam tekst kolegi Radka, który stwierdził kilka dni temu, że "z serialu została wydmuszka", a pozostałym gratuluję, że dotrwali do końca. Będąc zaledwie kilkanaście minut po seansie ostatniego odcinka nie jestem w stanie odpowiedzieć sobie z pełnym przekonaniem na stawiane już w memach pytanie "czy na taki finał warto było czekać osiem długich lat?", ale w 73. odsłonie serii nie zabrakło wielkich momentów i charakterystycznej ścieżki dźwiękowej, którą usłyszeliśmy dzisiaj po raz ostatni. Wybrałem dla was najważniejsze momenty trwającego ponad 75 minut odcinka, którego zwieńczeniem była nieco spokojniejsza wersja "Pieśni Lodu i Ognia". Pożegnanie z Daenerys Targaryen Jeśli była w serialu jakaś postać, za którą trzymałem kciuki od kilku ostatnich sezonów to do czasu przedostatniego odcinka serii była nią właśnie Dany i wcielająca się w rolę Matki Smoków Emilia Clarke. Po tym, jak z pomocą smoka zdecydowała się - z niejasnych powodów - spalić miasto i niewinnych mieszkańców (w tym kobiety i dzieci) było jasne, że za takie zachowanie prędzej czy później spotka ją kara. W ostatnim odcinku szybko dowiadujemy się, że klęska Cersei Lannister to dla chcącej uwolnić cały świat spod władzy "tyranów", Daenerys zdecydowanie za mało. W swoich ostatnich słowach wypowiedzianych przy Żelaznym Tronie mówi o wizji " świata idealnego" i próbuje przekonać do nich rozwścieczonego Jona. Ten doskonale zdaje sobie jednak sprawę, że jeśli Dany przeżyje to "szczęśliwy koniec" dla rodu Starków będzie niemożliwy. Zabrakło mi w tej scenie "ostatniego słowa" z ust umierającej na barkach ukochanego Matki Smoków, ale dostaliśmy przynajmniej smoka, który raz na zawsze zakończył spór o Żelazny Tron. Hell yeah! Jon Snow dostał finał, o który się nie prosił Pamiętacie aktualne jeszcze kilka sezonów temu hasło "You know nothing Jon Snow"? - wtedy wszystko było dla Jona łatwiejsze. Informacja o tym, że to właśnie on jest prawowitym namiestnikiem Żelaznego Tronu, zapoczątkowała cykl wydarzeń, które doprowadziły bohatera z powrotem do Nocnej Straży. W ostatnim odcinku serii Snow nie dość, że wbił sztylet w serce ukochanej, to musiał pożegnać się z rodziną i na zawsze opuścić rodzinę i przyjaciół. Jedynym pozytywnym momentem, który sprezentowali Jonowi twórcy serii, jest spotkanie z ukochanym wilkiem albinosem. Scena, o którą prosiło wielu fanów, z pewnością zostanie doceniona, ale mimo to wydaje mi się, że Snow zasłużył przez ostatnie lata na trochę więcej niż wieczna warta w Nocnej Straży, która w zasadzie nie ma już racji bytu. Tyrion - złych decyzji ciąg dalszy Zdecydowana większość doskonale zdawała sobie sprawę, że najgorszy z koszmarów Tyriona prędzej czy później stanie się rzeczywistością. W finałowym odcinku potwierdza się to, czego zwiastun dostaliśmy już w ubiegłym tygodniu - Cersei i Jamie giną we wspólnym objęciu pod gruzami zamku, a Tyrion zostaje ostatnim żyjącym przedstawicielem rodu Lannisterów. Trwające kilkanaście sekund zbliżenie na pogrążonego w płaczu Tyriona zrobiło robotę do tego stopnia, że nawet ja sięgnąłem wtedy po chusteczki. W pierwszych sezonach Tyrion był uwielbiającym wizyty w burdelach, nieszanowanym nawet przez własnego ojca karłem, ale z każdym kolejnym odcinkiem jego rola w serialu była coraz bardziej znacząca. Niestety w ostatniej odsłonie serii, passa złych decyzji Tyriona się nie kończy, ale mimo to udaje mu się wyjść z tytułowej "Gry o tron" w jednym kawałku. Na pocieszenie dostaje też nową posadę w roli doradcy Króla Brana - całkiem niezły finał. Niemożliwe? A jednak! Bran Stark wygrywa Grę o tron Postać najmłodszego z rodu Starków była prawdopodobnie najbardziej tajemniczą w finałowym sezonie. Podczas gdy przed premierą finałowego sezonu fanom wydawało się, że nieograniczona wiedza chłopaka będzie miała znaczący wpływ na losy pozostałych bohaterów, Bran przez cały czas pozostawał z tyłu. To jeden z głównych powodów, dla którego finałowy odcinek jest tak zaskakujący. Chłopak, który większość swojego czasu spędził gadając z wronami pod majestatycznym drzewem, dostaje koronę. Argumenty, które padają z ust Tyriona w momencie wyboru nowego króla brzmią może i sensownie - "poddanych nie jednoczą flagi czy wielotysięczne armie, ale historia" - ale do jasnej cholery... to nie tak miało być! Czekam na oficjalne przeprosiny od twórców, bo tym razem przesadzili. To już jest koniec. Abstrahując od nastroju, w jakim pozostawiały mnie kolejne odcinki finałowego sezonu, niesprawiedliwe byłoby napisać, że ostatnie 115 minut jednej z największych produkcji telewizyjnych dekady są totalną porażką. W odróżnieniu od wcześniejszych pięciu odcinków, po seansie, których towarzyszyło mi głównie rozgoryczenie, tym razem skończyło się na niedosycie, a to już zmiana na lepsze. Czy można było zamknąć trwającą od ponad ośmiu lat historię lepiej? Jasne, że tak, ale najpierw twórcy musieliby raz jeszcze usiąść nad scenariuszem wszystkich poprzednich odcinków finałowego sezonu. Tak, aby całość miała większy sens i była zrozumiała dla fanów. Ostatni w historii serii odcinek dostaliśmy w momencie, w którym ponad milion osób podpisało w Internecie petycję o ponowne nakręcenie ósmego sezonu. To najlepszy dowód na to, że w tym roku zdecydowanie coś nie zagrało i może to i dobrze, że nie będzie już nic więcej. Po tak rozczarowującym sezonie, znalazłoby się wielu fanów, którzy na wiadomość o kolejnych odcinkach powiedzieliby po prostu "dość". Zobacz też: "Gra o tron" w liczbach
aCpB. 293 118 314 0 174 397 49 360 99
final gry o tron opinie